piątek, 29 marca 2013

Dead Can Dance, Anastasis (2012)

Nazwa zespołu: Dead Can Dance

Album: Anastasis

Wytwórnia płytowa: [PIAS] Recordings

Rok wydania: 2012

Czas trwania: 56:14 

Gatunek: World music/dark independent

 

"Sometimes I feel like I want to live far from the metropolis. Just walk through that door. Sometimes I feel like I want to fly. Reach out to the painted sky. A prisoner to the wind. A bird on the wing...". Czasami tak bywa, że zaganiani i poniewierani codziennością mamy zwyczajnie dość i pragniemy wyciszenia. I tak jak głoszą przytoczone tutaj słowa utworu Opium z omawianej płyty, pragniemy przejść przez tajemne wrota, by żyć z dala od zgiełku metropolii- oddzielić się od świątyni hałasu, brudów i oparów codzienności, gdzie czas płynie zbyt szybko, gdzie nie ma miejsca na odpoczynek, gdzie życie rządzi się swoim bezwzględnym prawem. Na pomoc przychodzą dźwięki rodem z innego wymiaru. Umarli powrócili po kilkunastu latach z pięknym albumem, który dla niejednego zmęczonego ponurością dnia codziennego melomana ma szansę okazać się balsamem dla ciała i duszy, a przede wszystkim- skutecznym antidotum, które przeniesie na moment w świat wolny od zgiełku zatłoczonego miasta...

Duet Brendan Perry i Lisa Gerard tworzący wspólnie brytyjsko-australijską grupę muzyczną Dead Can Dance to marka znana i lubiana niemalże na całym świecie. Lubiana także przeze mnie. Nie dziwi więc fakt, że gdy tylko pojawiły się wzmianki o wydaniu kolejnej płyty, z niecierpliwością czekałem, aż ta trafi na sklepowe półki. Co wyróżnia DCD od innych zespołów, których słucham? Eteryczne dźwięki, wolne od post-punkowego łojenia, mroczne i przesiąknięte zarazem nietypowym klimatem rozmaitych kultur świata potrafią wciągnąć w wir niezwykłych doznań. Choć muzycy przerwali na jakiś czas działalność zespołu, podążyli jednak swoim torem, by wkrótce znów połączyć siły i skupić się przede wszystkim na koncertowaniu. Ale na koncertowaniu się nie skończyło. Reaktywacja Dead Can Dance stała się rzeczywistością, a jej owocem okazał się album Anastasis. Tytuł z greki oznacza "zmartwychwstanie". Po kilkunastoletnim uśpieniu Umarli znów powstali, by nacieszyć ucho swoich wiernych fanów...

Ale Anastasis nie jest przełomowym albumem w historii zespołu. To kolejna wędrówka po iście etnicznych dźwiękach zabarwionych mrokiem i nutką melancholii, czyli to co stanowi wyróżnik dotychczasowej twórczości DCD. Ale nie rutynowość jest tutaj najważniejsza, a wysoka jakość wykonania. Po raz kolejny nie zawiodłem się na albumie mimo pewnej schematyczności. Anastasis wiedzie nas po rozmaitych zakątkach świata, serwując zarazem niesamowitą podróż w otchłań odrealnionych melodii. I robi to w taki sposób, by nie trącić przypadkiem o jakieś badziewie, próbujące na siłę wpisać się w panującą modę i muzyczne trendy. Tym samym Dead Can Dance po raz kolejny nie daje się tak łatwo zaszufladkować w konkretny gatunek muzyczny- nadal stąpa swoją własną, wydeptaną doświadczeniem ścieżką i trzeba przyznać, że to sprawdza się pod każdym możliwym względem. Każdy utwór niesie ze sobą jakieś przesłanie, każdy na swój sposób wiedzie słuchacza w magiczny świat muzyki dawnej. To takie połączenie folkloru charakterystycznego dla różnych kultur świata z rozwiązaniami charakterystycznymi dla muzyki nowofalowej. I w zależności od utworu, pierwsze skrzypce grają instrumenty akustyczne, na drugi plan schodzą syntezatory. Słychać to choćby w utworach śpiewanych przez Gerard- znacznie oszczędniej tutaj nowoczesnych, typowo elektronicznych rozwiązań, które ustępują miejsca delikatnym brzmieniom klasycznych, celtyckich instrumentów. Warto zwrócić uwagę choćby na Return Of The She-King, w którym zawodzący wokal w połączeniu z instrumentarium wyjętym rodem z minionych epok daje niesamowity efekt i przywodzi na myśl czasy średniowieczne. Inaczej jest trochę w przypadku utworów wykonywanych przez Perry'ego. Tutaj też daje się odczuć wpływy muzyki tradycyjnej (akustyczne gitary, instrumenty smyczkowe, bębenki) ale mam wrażenie, jakby więcej wyciśnięto tutaj syntetycznych linii melodyjnych, czy ambientowych dźwięków (Amnesia, Opium).       

Wszystkie te utwory, przepełnione duchowością, stylistyką New Age w połączeniu z wciąż aktualnym- mimo upływu lat- niesamowitym wokalem duetu Gerard-Perry potrafią wyciszyć i wprowadzić w swoisty trans. Z całą pewnością wielbiciela spokojnych, onirycznych dźwięków będą w stanie przenieść w nieziemski świat, pełen wzniosłych melodii, a i z własnego doświadczenia wiem, że fan bardziej mocniejszego grania też nie będzie wybrzydzał i skłoni się ku tym delikatnym utworom utkanym z syntezatorów i klasycznego instrumentarium, bo nigdzie nie znajdziemy tak wspaniałego połączenia etnicznych brzmień z wpływami darkwave. Z pewnością to jedno z ważniejszych przedsięwzięć muzycznych minionego roku, z którym trzeba się zapoznać.  
Tracklista albumu:

1. Children of the Sun
2. Anabasis
3. Agape
4. Amnesia
5. Kiko
6. Opium
7. Return of the She-King
8. All in Good Time

Autor: Konrad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz