poniedziałek, 13 stycznia 2014

Clan Of Xymox, Farewell (2003)


Nazwa zespołu: Clan Of Xymox


Album: Farewell


Wytwórnia płytowa: Metropolis Records


Rok wydania: 2003


Czas trwania: 59:13

Gatunek: darkwave/elektroniczna

Powiadają, że oczy są zwierciadłem duszy i spoglądając w nie, możemy dostrzec wnętrze człowieka. Całą prawdę o nim. Dokładnie tak samo jest z okładkami płytowymi. Mają nas nie tylko zachęcić do sięgnięcia po krążek, skupić na sobie uwagę w czasie, gdy szturmujemy kolejne półki w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego wydawnictwa, ale w pewien sposób odzwierciedlają to, co kryje się w środku. Tak przynajmniej powinno być. Czasami jednak wierzchnia część płyty może okazać się tylko złudną przykrywką, ot, takim ładnie prezentującym się papierkiem, którym przyozdobiono produkt niskich lotów. I w zasadzie przekonałem się o tym, sięgając po kolejną płytkę Klanu Roniego Mooringsa, Farewell, której okładka - przyznajcie sami - prezentuje się nad wyraz obiecująco i zwiastuje podróż w klimatyczne rejony, której przewodnikiem będzie COX w swojej melancholijnej odsłonie.


Clan Of Xymox to marka bardzo dobrze rozpoznawalna wśród wielbicieli gotyckiego grania łączącego w sobie spore pokłady nowoczesnych rozwiązań i elektroniki. Rony Moorings wraz z kompanami od wielu lat raczy fanów swoją muzyką, podrzucając co kilka lat nowe towary, których poziom znacznie różni się od siebie. Jeżeli miałbym jakoś zobrazować dorobek holendrów, to z pewnością przyjąłby on kształt nierównomiernej sinusoidy, gdzie w górnej części wykresu znajdowałyby się najbardziej udane krążki COXów, w dolnej partii - najsłabsze. Pomiędzy nimi, na osi "x" znalazłyby się średniawki. 

Chcąc umiejscowić punkt o nazwie Fareweel na dorobkowej osi Klanu, to oscylowałby on pomiędzy środkową, a dolną partią wykresu. Na płycie znajdują się bowiem zarówno utwory zalatujące kiczowatością, o czym przekonamy się już na samym początku, odsłuchując tytułowy Farewell (który w pierwszych sekundach zapowiadał się nawet nieźle), jak i całkiem znośne kawałeczki, od których totalnie się uzależniłem. Szkoda, że mimo wszystko na Farewell znalazłem więcej utworów zalatujących tandetnymi, dyskotekowymi rytmami, które w żaden sposób nie trafiły w moje upodobania, aniżeli utworów, które wcelowałyby się w moje gusta. Tych ostatnich było zaledwie... dwa.

Wskrzesiciele mrocznej fali przyzwyczajali nas do tanecznych rytmów już od dawna, o czym świadczą choćby pierwsze płyty w ich dorobku. Dlatego nie ma się co dziwić, że trend ten będzie się pojawiał niemalże w każdym ich wydawnictwie. Chociaż zdarzyło się nieraz, że Morings potrafił oczarować fanów nieco bardziej subtelnymi, ponurymi i refleksyjnymi płytami, które nosiły znamiona nowoczesnej muzyki electro i rocka, o czym można przekonać się, sięgając choćby po wydaną dwa lata wcześniej płytkę Notes From The Underground. Na tle NFTU, jej następczyni wydaje się jedynie marniutkim wydawnictwem, mało namacalną namiastką piękna, którą przecież mistrzowie darkwave potrafią wykreować za pomocą dźwięków.

Odsłuchując kolejne kawałki wchodzące w skład Farewell, odnoszę wrażenie, że im dalej brnie się przez płytę, tym jest ciut lepiej, chociaż nie aż tak, jakbym tego oczekiwał. Słowem: głowy mi nie urwało. Denerwują mnie dyskotekowe popisy niektórych utworów prezentujące dość prymitywny styl (Cold Damp Day na przykład), co oczywiście nie oznacza, że całkowicie przekreślam utwory utrzymane w duchu tanecznych i bardziej klubowych rytmów. Zwyczajnie w świecie, takie - nazwijmy to - "puste" i pozbawione barw łojenie do mnie nie przemawia. Muszę przyznać, że w pierwszym zderzeniu z materiałem, kilkakrotnie zdarzało mi się go przewinąć, zatrzymując się od czasu do czasu na utworach, które przynajmniej próbowały zaprezentować lepszy poziom wolny od bełkotliwego dudnienia. 

Tych doczekałem się mniej więcej w połowie płyty. Dark Mood może nie oczarowuje, a nawet więcej - w końcu zaczyna nudzić, co jest spowodowane dość wolnym tempem utworu, przypominającym ociężałe kroki olbrzyma z nadwagą, ale rewelacyjna, ambientowa końcówka nadrabia straty. Lekkim i zjadliwym utworem jest również One More Time z przyjemnym smyczkowym wstępem. Jeżeli miałbym wyłuskać jeszcze jakieś utwory, które w jakiś sposób przykuły moją uwagę, z pewnością wymieniłbym taneczny Courageous oraz typowo klanowy Into Extremes. No, może jeszcze It's Not Enough z obciachowym wstępem, ale już w czterdziestej sekundzie zaczyna się rozkręcać. Takie klubowe, rytmiczne, ale jednak w jakiś sposób urzekające. Mimo wszystko to wciąż nie utwory, które trafiły w sam środek mojego gustu.

Te Morings zostawił mi na samym końcu. Dwie ballady, Losing My Head oraz Skindeep, to istne perełki na tle zalatującej kiczem reszty. Kiedy w końcu przełamałem lody i odważyłem się bez przewijania odsłuchać cały materiał na płycie, odniosłem wrażenie, jakby te dwa utwory były doklejone z zupełnie innego wydawnictwa. Nie pasują do całej tej dyskotekowej otoczki, w którą odziano Farewell. Oba utwory porywają w odrealnioną podróż po terenach, które u Clan Of Xymox cenię sobie najbardziej. Świetne i elektryzujące granie, przepełnione refleksyjnymi dźwiękami.

Podsumowując: po Farewell nie należy spodziewać się cudów. To płyta typowo klubowa ze sporą dawką tandetnej elektroniki, która po kilku przesłuchaniach ostatecznie może się spodobać. Jeżeli chcecie wykorzystać materiał zawarty na płycie na domową imprezkę - polecam. Znajdziecie tutaj sporo kawałków, które wprawią w ruch niejedne nogi. Jeżeli natomiast macie zamiar zrelaksować się przy tej płycie, radzę minąć większą część zaprezentowanych utworów i zatrzymać się koniecznie przy dwóch ostatnich.

Tracklista albumu: 
1. Farewell
2. Cold Damp Day
3. There's No Tomorrow
4. Dark Mood
5. One More Time
6. Into Extremes
7. It's Not Enough
8. Courageous
9. Losing My Head
10. Skindeep

Autor: Konrad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz