Album: Imaginaerum
Wytwórnia płytowa: Nuclear Blast
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 74:37
Gatunek: symphonic metal, power metal, opera metal.
"Najgorszy album Nightwish w całej ich historii", "Mnie natomiast album się podoba...".
Oto dwie skrajne opinie forumowiczów, którzy wypowiadali się na temat
nowego albumu fińskiego zespołu. Nightwish można więc lubić lub
nienawidzić. Czym to jest spowodowane? Zapewne każdy z nas pamięta
doskonałe poczynania zespołu za czasów Tarji Turunen, która swym
nietypowym operowym głosem urzekła niejednego z nas. I chociaż Nightwish
nie był jedynym zespołem, który wyróżniał się specyficznym głosem
swojej wokalistki (operowy wydźwięk miał również m.in.
szwedzki Therion), to na pewno wiódł prym wśród
symfoniczno-gotycko-power metalowych zespołów z paniami w roli głównej.
Był po prostu jedyny w swoim rodzaju.
Nie
dziwi więc fakt, że po odejściu Turunen z kręgu kapeli Toumas'a
Holopainen'a fani podzielili się na dwa obozy, bowiem Nightwish chcąc
uniknąć próby skopiowania głosu Tarji, wybrał wokalistkę, która nawet
nie próbuje naśladować poprzedniczki. Po wydaniu "Dark Passion Play"
z Anette Olzon w 2007 roku ich utwory zaczęły zmierzać w stronę muzyki o
nieco filmowym wydźwięku a kapela zyskała sobie nowe szeregi fanów,
chociaż znajdą się i starzy słuchacze, którzy Nightwish kochają nawet
bez operowego głosu Tarji. Po kilkuletniej przerwie giganci
symfonicznego metalu znów wracają na scenę z niebywałą ambicją. "Imaginaerum" jawi się jako kontynuacja "Dark Passion Play"
i ma stanowić soundtrack do filmu fantasy o takim samym tytule. Muzyka
znajdująca się na płycie to iście filmowo-teatralne przedstawienie
oscylujące wokół tematyki ludzkiej wyobraźni. Czy każdy zdoła przełknąć
ten teatralny przepych i rozmach?
Nie
czekając dłużej, wkładam płytkę do odtwarzacza i daję się przenieść w
zagmatwany świat wyobraźni, ludzkich marzeń i snów. Na przywitanie
otrzymuję aranżowaną na takt nakręcanej pozytywki, spokojną i
klimatyczną balladkę Taikatalvi wykonaną tylko i wyłącznie
przez Marco Hietala, na dodatek całkowicie w języku fińskim. Miłe
zaskoczenie, doskonały wstęp zwiastujący to, co kryje w sobie płyta. W
tle delikatne, subtelne chórki. Storytime- niespokojny, nerwowy
wstęp, po którym za moment wchodzą ciężkie gitary. Chwytliwy refren, w
którym głos Anette przypomina mi nieco wokale niczym z Abby. W połowie
utworu pojawiają się chóry i dodają symfonicznego posmaku. Utwór
rytmiczny, szybki. Z typowo metalowym riffem rozpoczyna się Ghost River. Otrzymujemy
tu doskonałe połączenie mocnego głosu Marco z wokalem Anette stanowiące
swoistą przepychankę słowną. W ok. 3.55 minucie dochodzą dodatkowo
dziecięce chórki. To mocny kawałek dobrze współgrający z orkiestrowym
rozmachem. Po podwójnym power metalowym kopie, jaki zaserwowała nam
kapela czas na niespodziankę. Slow Love Slowprzenosi nas w
lata 30, malując nam w wyobraźni swym typowo jazzowym rytmem obraz
rodem ze starego, czarno-białego filmu. Utwór nietypowy, spokojny- po
prostu Nightwish w jazzowym wydaniu. Niektórych zdenerwuje, innych
zachwyci. Cóż- Toumas i reszta lubią nas zaskakiwać czymś nowym. O ile
robią to dobrze, nie mam nic przeciwko. A ten utwór wyszedł im całkiem
całkiem. Po jazzowej zadumie czas na powrót do korzeni Dark Passion
Play- I Want My Tears Back już rozbrzmiewa w słuchawkach i
przenosi mnie w świat muzyki irlandzkiej. Dudy i piszczałki potęgują w
tym utworze. Jestem na tak! Nigdy nie miałem nic przeciwko muzyce typowo
celtyckiej. Kawałek skoczny i dynamiczny. Natomiast Scaretale
może wywołać gęsią skórkę. To zdecydowanie jeden z najlepszych utworów
na płycie. I te dziecięce chórki na początku wyjęte żywcem ze szkolnego
spektaklu teatralnego. Uwagę przykuwa również aktorski wręcz wokal
Anette i Marco, aranżowany na dialog pomiędzy złą czarownicą i
czarownikiem rodem z koszmarów sennych. Niesamowita aranżacja, dreszczyk
emocji, po prostu mistrzostwo! Arabesque stanowi jakby
przerywnik pomiędzy utworami. Słuchamy tu przede wszystkim popisu
orkiestry i chórów. Po tym krótkim kawałku znów mamy okazję posłuchać
typowo celtyckiego brzmienia- Turn Loose The Mermaids to
wyciszająca ballada, przypominająca nieco utwór The Islander z
poprzedniej płyty. Flety, dudy, celtyckie bębny, skrzypce i piszczałki
stanowią dominację w utworze. Rest Calm zaskoczy nas
nietypowym schematem- otrzymujemy tutaj doomowy i mocny wstęp oraz
zwrotkę przeplatającą się ze spokojnym refrenem, który dodaje kawałkowi
epickiego posmaku. Pod koniec znów pojawiają się dziecięce chórki.
Prostą budową i łatwo wpadającą w ucho melodią charakteryzuje się The Crow, The Owl and The Dove.
Po mocnym kawałku stanowi niejako ukojenie dla ucha, a prostota tego
utworu, pozbawionego symfonicznego przepychu przybiera charakter
spokojnej piosenki, którą śmiało można by puszczać w radiu. Zupełnie
inaczej jawi się już Last Ride Of a Day- o ile poprzedni
utwór zachwycał swą prostotą, o tyle ten powala swą dynamiką i
symfoniczną aranżacją. To utwór wzbogacony o świetne chóry, znakomity
refren, w którym Anette wypada znakomicie. Przedostatni, najdłuższy i
wydaje się- najważniejszy kawałek na płycie to Song Of Myself.
Warto zwrócić tutaj uwagę na doskonałą pracę chórów oraz zadziorny głos
Anette. Utwór ciężki z nutką progresywnego posmaku i jednocześnie
nacechowany epickim wydźwiękiem, zakończony recytacją wierszy na tle
podniosłej i refleksyjnej melodii. Ten cały symfoniczny przepych zamyka
tytułowy Imaginaerum- utwór typowo orkiestrowy, odbiegający od metalowych brzmień, zawierający symfoniczne odegranie melodii z poprzednich kawałków.
Materiał,
jaki zaprezentowali nam mistrzowie metalu symfonicznego wykonany został
z wielkim rozmachem i perfekcją. I może się wydawać, że niektóre utwory
ocierają się wręcz o kiczowate rozwiązania: tu dołożono za dużo
chórków, tam znów trochę na przerost wykorzystano irlandzkie
instrumenty, charakterystyczne dla muzyki celtyckiej. Ale pamiętajmy, że
zamierzeniem twórców było stworzenie muzyki pod produkcję filmową. Ci
którzy liczą na muzykę opartą tylko i wyłącznie na pomysłowych riffach i
ciężkim brzmieniu okraszonym agresywnym growlem będą kręcić nosem i
narzekać, że oto Nightwish stworzył cukierkowatą muzykę aż nadto
przesadzoną o elementy orkiestrowe, a na dodatek utwory, w których
wykorzystano dziecięce głosy zupełnie mija się z celem. Podobnie może
być z zatwardziałymi fanami "starego Nightwish'a", którzy stoją w
martwym punkcie i wciąż lamentują odejście Tarji z zespołu. Owszem,
Nightwish za czasów operowej Tarji był nietypowy, jedyny w swoim rodzaju
i na pewno wpisał się w historię muzyki, dlatego też nie ma się co
dziwić, że wielu fanów Nightwish sprzed lat odwróciło się od tego
zespołu na dobre. Sam przyznam, że ciężko było mi się przyzwyczaić do
nowej frontwomen zespołu, która posiada całkowicie odmienny styl
wokalny. Ale warto zaznaczyć, że o ile w "Dark Passion..." wokalistka czuła się jeszcze niepewnie, o tyle w "Imaginaerum"
pokazała, że stać ją na wiele. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że
dopiero teraz rozwinęła swe skrzydła i pokazała pazur.Twórcy mieli na
uwadze stworzenie czegoś, co będzie wpisywało się w muzykę filmową-
pełną emocji, zapierającą dech w piersiach, pełną przepychu i
nietypowych rozwiązań. Dlatego też "Imaginaerum" należy
traktować jako coś więcej niż tylko muzyka metalowa. To muzyka, która
łączy w sobie energiczne brzmienia z szykiem i elegancją orkiestrowego
przepychu. I jeśli tak potraktujemy propozycję finów, wówczas spojrzymy
na nią zupełnie z innej perspektywy.
Tracklista albumu:
- "Taikatalvi" 2:35
- "Storytime" 5:22
- "Ghost River" 5:28
- "Slow, Love, Slow " 5:50
- "I Want My Tears Back" 5:07
- "Scaretale" 7:32
- "Arabesque" 2:57
- "Turn Loose The Mermaids" 4:20
- "Rest Calm" 7:02
- "The Crow, The Owl and The Dove" 4:10
- "Last Ride Of The Day" 4:32
- "Song Of Myself" 13:37
Autor: Konrad
Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The Dark Zone Project.
tym razem Nightwish poszedł o krok dalej i połączył rocka z klimatem z najnowszych (najgorszych) bajek Disneya z klimatem polskiej remizy, wesela w remizie i kawałka "ona tańczy dla mnie".
OdpowiedzUsuńNie ma Tarji Turunen, nie ma Nightwish. Bolesna prawda, z którą trzeba się pogodzić.
Drogi Anonimie - po pierwsze wypadałoby się podpisać (na miejscu prowadzącego bloga usunąłbym opcję dodawania anonimowych komentarzy). Po drugie: przesadzasz. Imaginaerum nie jest aż tak tragiczną płytą, by porównywać ją do weselnego brzękolenia, czy tego pseudohitowego "ona tańczy dla mnie". Połączenie rocka z klimatem bajek Disneya? Przecież takie było założenie płyty... miała mieć baśniowy, filmowy charakter. Pamiętaj, że utwory na płycie powstały, by stanowić soundtrack do muzycznego filmu fantasy...
OdpowiedzUsuńZenek.