sobota, 3 marca 2012

Nightwish, Imaginaerum (2011)- recenzja

Nazwa zespołu: Nightwish

Album: Imaginaerum

Wytwórnia płytowa: Nuclear Blast

Rok wydania: 2011

Czas trwania: 74:37

Gatunek: symphonic metal, power metal, opera metal.

"Najgorszy album Nightwish w całej ich historii", "Mnie natomiast album się podoba...". Oto dwie skrajne opinie forumowiczów, którzy wypowiadali się na temat nowego albumu fińskiego zespołu. Nightwish można więc lubić lub nienawidzić. Czym to jest spowodowane? Zapewne każdy z nas pamięta doskonałe poczynania zespołu za czasów Tarji Turunen, która swym nietypowym operowym głosem urzekła niejednego z nas. I chociaż Nightwish nie był jedynym zespołem, który wyróżniał się specyficznym głosem swojej wokalistki (operowy wydźwięk miał również m.in. szwedzki Therion), to na pewno wiódł prym wśród symfoniczno-gotycko-power metalowych zespołów z paniami w roli głównej. Był po prostu jedyny w swoim rodzaju.
Nie dziwi więc fakt, że po odejściu Turunen z kręgu kapeli Toumas'a Holopainen'a fani podzielili się na dwa obozy, bowiem Nightwish chcąc uniknąć próby skopiowania głosu Tarji, wybrał wokalistkę, która nawet nie próbuje naśladować poprzedniczki. Po wydaniu "Dark Passion Play" z Anette Olzon w 2007 roku ich utwory zaczęły zmierzać w stronę muzyki o nieco filmowym wydźwięku a kapela zyskała sobie nowe szeregi fanów, chociaż znajdą się i starzy słuchacze, którzy Nightwish kochają nawet bez operowego głosu Tarji. Po kilkuletniej przerwie giganci symfonicznego metalu znów wracają na scenę z niebywałą ambicją. "Imaginaerum" jawi się jako kontynuacja "Dark Passion Play" i ma stanowić soundtrack do filmu fantasy o takim samym tytule. Muzyka znajdująca się na płycie to iście filmowo-teatralne przedstawienie oscylujące wokół tematyki ludzkiej wyobraźni. Czy każdy zdoła przełknąć ten teatralny przepych i rozmach?

Nie czekając dłużej, wkładam płytkę do odtwarzacza i daję się przenieść w zagmatwany świat wyobraźni, ludzkich marzeń i snów. Na przywitanie otrzymuję aranżowaną na takt nakręcanej pozytywki, spokojną i klimatyczną balladkę Taikatalvi wykonaną tylko i wyłącznie przez Marco Hietala, na dodatek całkowicie w języku fińskim. Miłe zaskoczenie, doskonały wstęp zwiastujący to, co kryje w sobie płyta. W tle delikatne, subtelne chórki. Storytime- niespokojny, nerwowy wstęp, po którym za moment wchodzą ciężkie gitary. Chwytliwy refren, w którym głos Anette przypomina mi nieco wokale niczym z Abby. W połowie utworu pojawiają się chóry i dodają symfonicznego posmaku. Utwór rytmiczny, szybki. Z typowo metalowym riffem rozpoczyna się Ghost River.  Otrzymujemy tu doskonałe połączenie mocnego głosu Marco z wokalem Anette stanowiące swoistą przepychankę słowną. W ok. 3.55 minucie dochodzą dodatkowo dziecięce chórki. To mocny kawałek dobrze współgrający z orkiestrowym rozmachem. Po podwójnym power metalowym kopie, jaki zaserwowała nam kapela czas na niespodziankę. Slow Love Slowprzenosi nas w lata 30, malując nam w wyobraźni swym typowo jazzowym rytmem obraz rodem ze starego, czarno-białego filmu. Utwór nietypowy, spokojny- po prostu Nightwish w jazzowym wydaniu. Niektórych zdenerwuje, innych zachwyci. Cóż- Toumas i reszta lubią nas zaskakiwać czymś nowym. O ile robią to dobrze, nie mam nic przeciwko. A ten utwór wyszedł im całkiem całkiem. Po jazzowej zadumie czas na powrót do korzeni Dark Passion Play- I Want My Tears Back już rozbrzmiewa w słuchawkach i przenosi mnie w świat muzyki irlandzkiej. Dudy i piszczałki potęgują w tym utworze. Jestem na tak! Nigdy nie miałem nic przeciwko muzyce typowo celtyckiej. Kawałek skoczny i dynamiczny. Natomiast Scaretale może wywołać gęsią skórkę. To zdecydowanie jeden z najlepszych utworów na płycie. I te dziecięce chórki na początku wyjęte żywcem ze szkolnego spektaklu teatralnego. Uwagę przykuwa również aktorski wręcz wokal Anette i Marco, aranżowany na dialog pomiędzy złą czarownicą i czarownikiem rodem z koszmarów sennych. Niesamowita aranżacja, dreszczyk emocji, po prostu mistrzostwo! Arabesque stanowi jakby przerywnik pomiędzy utworami. Słuchamy tu przede wszystkim popisu orkiestry i chórów. Po tym krótkim kawałku znów mamy okazję posłuchać typowo celtyckiego brzmienia- Turn Loose The Mermaids to wyciszająca ballada, przypominająca nieco utwór The Islander z poprzedniej płyty. Flety, dudy, celtyckie bębny, skrzypce i piszczałki stanowią dominację w utworze. Rest Calm zaskoczy nas nietypowym schematem- otrzymujemy tutaj doomowy i mocny wstęp oraz zwrotkę przeplatającą się ze spokojnym refrenem, który dodaje kawałkowi epickiego posmaku. Pod koniec znów pojawiają się dziecięce chórki. Prostą budową i łatwo wpadającą w ucho melodią charakteryzuje się The Crow, The Owl and The Dove. Po mocnym kawałku stanowi niejako ukojenie dla ucha, a prostota tego utworu, pozbawionego symfonicznego przepychu przybiera charakter spokojnej piosenki, którą śmiało można by puszczać w radiu. Zupełnie inaczej jawi się już Last Ride Of a Day- o ile poprzedni utwór zachwycał swą prostotą, o tyle ten powala swą dynamiką i symfoniczną aranżacją. To utwór wzbogacony o świetne chóry, znakomity refren, w którym Anette wypada znakomicie. Przedostatni, najdłuższy i wydaje się- najważniejszy kawałek na płycie to Song Of Myself. Warto zwrócić tutaj uwagę na doskonałą pracę chórów oraz zadziorny głos Anette. Utwór ciężki z nutką progresywnego posmaku i jednocześnie nacechowany epickim wydźwiękiem, zakończony recytacją wierszy na tle podniosłej i refleksyjnej melodii. Ten cały symfoniczny przepych zamyka tytułowy Imaginaerum- utwór typowo orkiestrowy, odbiegający od metalowych brzmień, zawierający symfoniczne odegranie melodii z poprzednich kawałków.

Materiał, jaki zaprezentowali nam mistrzowie metalu symfonicznego wykonany został z wielkim rozmachem i perfekcją. I może się wydawać, że niektóre utwory ocierają się wręcz o kiczowate rozwiązania: tu dołożono za dużo chórków, tam znów trochę na przerost wykorzystano irlandzkie instrumenty, charakterystyczne dla muzyki celtyckiej. Ale pamiętajmy, że zamierzeniem twórców było stworzenie muzyki pod produkcję filmową. Ci którzy liczą na muzykę opartą tylko i wyłącznie na pomysłowych riffach i ciężkim brzmieniu okraszonym agresywnym growlem będą kręcić nosem i narzekać, że oto Nightwish stworzył cukierkowatą muzykę aż nadto przesadzoną o elementy orkiestrowe, a na dodatek utwory, w których wykorzystano dziecięce głosy zupełnie mija się z celem. Podobnie może być z zatwardziałymi fanami "starego Nightwish'a", którzy stoją w martwym punkcie i wciąż lamentują odejście Tarji z zespołu. Owszem, Nightwish za czasów operowej Tarji był nietypowy, jedyny w swoim rodzaju i na pewno wpisał się w historię muzyki, dlatego też nie ma się co dziwić, że wielu fanów Nightwish sprzed lat odwróciło się od tego zespołu na dobre. Sam przyznam, że ciężko było mi się przyzwyczaić do nowej frontwomen zespołu, która posiada całkowicie odmienny styl wokalny. Ale warto zaznaczyć, że o ile w "Dark Passion..." wokalistka czuła się jeszcze niepewnie, o tyle w "Imaginaerum" pokazała, że stać ją na wiele. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że dopiero teraz rozwinęła swe skrzydła i pokazała pazur.Twórcy mieli na uwadze stworzenie czegoś, co będzie wpisywało się w muzykę filmową- pełną emocji, zapierającą dech w piersiach, pełną przepychu i nietypowych rozwiązań. Dlatego też "Imaginaerum"  należy traktować jako coś więcej niż tylko muzyka metalowa. To muzyka, która łączy w sobie energiczne brzmienia z szykiem i elegancją orkiestrowego przepychu. I jeśli tak potraktujemy propozycję finów, wówczas spojrzymy na nią zupełnie z innej perspektywy.




Tracklista albumu:

  1. "Taikatalvi" 2:35

  2. "Storytime" 5:22

  3. "Ghost River" 5:28

  4. "Slow, Love, Slow " 5:50

  5. "I Want My Tears Back" 5:07

  6. "Scaretale" 7:32

  7. "Arabesque" 2:57

  8. "Turn Loose The Mermaids" 4:20

  9. "Rest Calm" 7:02

  10. "The Crow, The Owl and The Dove" 4:10

  11. "Last Ride Of The Day"  4:32

  12. "Song Of Myself" 13:37



Autor: Konrad

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The Dark Zone Project.

2 komentarze:

  1. tym razem Nightwish poszedł o krok dalej i połączył rocka z klimatem z najnowszych (najgorszych) bajek Disneya z klimatem polskiej remizy, wesela w remizie i kawałka "ona tańczy dla mnie".
    Nie ma Tarji Turunen, nie ma Nightwish. Bolesna prawda, z którą trzeba się pogodzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Anonimie - po pierwsze wypadałoby się podpisać (na miejscu prowadzącego bloga usunąłbym opcję dodawania anonimowych komentarzy). Po drugie: przesadzasz. Imaginaerum nie jest aż tak tragiczną płytą, by porównywać ją do weselnego brzękolenia, czy tego pseudohitowego "ona tańczy dla mnie". Połączenie rocka z klimatem bajek Disneya? Przecież takie było założenie płyty... miała mieć baśniowy, filmowy charakter. Pamiętaj, że utwory na płycie powstały, by stanowić soundtrack do muzycznego filmu fantasy...

    Zenek.

    OdpowiedzUsuń