poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Closterkeller, Bordeaux (2011)- recenzja


Nazwa zespołu: Closterkeller

Album: Bordeaux

Wytwórnia płytowa: Universal Music Polska

Rok wydania: 2011

Czas trwania: 72:44

Gatunek: Rock gotycki

Uważa się go za jeden z czołowych rodzimych zespołów stawiających pierwsze kroki w stronę rocka gotyckiego w Polsce. Najpierw był debiutancki Purple, wydany w czerwcu 1990. Później przyszedł czas na kolejne: Blue (1992), Violet ('93), Scarlet ('95), Cyan ('96), Graphite ('99), Nero (2003) oraz Aurum (2009). We wrześniu 2011 roku narodziło się kolejne dziecko- Bordeaux, które dołączyło jednocześnie do pokaźnej "kolorowej" rodzinki. Closterkeller, bo o nim mowa, to niewątpliwie "Ona", gdyż kojarzy nam się przede wszystkim z charyzmatycznym i nietypowym wokalem Anji Orthodox. Chociaż barwa głosu wokalistki nie każdego powali na kolana, to jednak nie możemy powiedzieć, że nie posiada ona talentu. Podobnie z resztą jak pozostała część załogi. Ich przygoda z muzyką rozpoczęła się w 1988 r. i właściwie  można śmiało  powiedzieć, że dziś twórczość tego zespołu łączy pokolenia. Mimo wzlotów i upadków weterani polskiego rocka gotyckiego, od przeszło 24 lat raczą nas mocną dawką muzyki ostrej i zarazem niezwykle klimatycznej. Czym uraczyli nas tym razem?

Bordeaux to w historii kapeli pierwsze wydawnictwo stanowiące koncept album. Coraz więcej zespołów decyduje się na takie właśnie rozwiązanie, więc i przyszła pora na Closterkeller. Swoją drogą, czemu nie? Okładka płyty, jak zawsze z resztą znakomicie zaprojektowana przez Alberta Bonarskiego zdradza nam po części tematykę, wokół której oscylować będą utwory. Klepsydra, a w niej przelewająca się bordowa krew- oznaka upływającego czasu. W jej szklanym kształcie odbija się postać kobiety. To zapowiedź  poetyckiej opowieści o nieustannym wyścigu człowieka z przemijającym czasem zmierzającym wielkimi krokami w stronę bezwzględnego i nieprzewidywalnego przeznaczenia. Losu, wobec którego człowiek staje się istotą bezsilną. Nie czekając dłużej dajmy się więc porwać tej niesamowitej opowieści...

- Pora iść już drogi mój- niezwykle emocjonalna nuta z chwytliwym, mocnym refrenem, tryskająca potężną dawką nastrojowości.

- Fala- mroczny klimat, okraszony ostrzejszymi brzmieniami. Stonowany wstęp z charakterystycznym "świstem", wraz z wejściem Anji punktowo odzywa się mocny akcent perkusji i gitar zapowiadający wybuchowy, ale i miarowy refren: "Niech morze falą unosi Twój szept. Tam gdzie ona, tam na drugi brzeg. Nie wiesz skąd jej imię znasz. Czemu słony ma smak".

- Bordeaux- "Śmieje się klepsydra wolno odsypując czas, z urokiem nieodpartym. Jej prawdziwą twarz zamaskował kształt kobiety idealnej"- słowa te Bonarski pięknie nam zobrazował projektując okładkę do płyty. Nasz tytułowy utwór rozpoczyna się niewinnie partiami gitarowymi.  Dostajemy tutaj powiew starych dobrych czasów Closterkellera, gdzie rządzi moc i klimat. Utwór nawołuje do tego, by cieszyć się chwilą, gdyż nie znamy ani dnia ani godziny: "może za moment, może za chwilę. Jedno jest pewne — zegar nam bije. W pokera z nami gra los — wytrawny gracz. Kochaj mnie więc jakby ostatni raz".

- Alarm- dostajemy tutaj po uszach drażniącym, głośnym, potężnym i pulsującym na dźwięk alarmu riffem, który rujnuje nastrojowość poprzednich utworów, wprowadzając uczucie niepokoju i lęku spowodowanego ucieczką przed...przeznaczeniem?: "Alarm!!! Wołam, wołam... i uciekam. Alarm!!! Piszę coś... i uciekam". Utwór szybki, dynamiczny, wprowadzający zamęt i mimo ciekawej kompozycji nie każdemu może przypaść do gustu, a zwłaszcza tym, którzy stronią od kawałków drażniących ucho.

- Abracadabra- zgrabny utworek, emanujący ostoją spokojnej, delikatnej nuty. Ukoi ucho w sam raz po "alarmowej pobudce", jakiej mieliśmy okazję doświadczyć w poprzednim utworze.

- Pryzmat- kolejny spokojny utwór z miarową zwrotką i mocniejszym, rockowym refrenem. Świetnie przeplata się z poprzednim, równie delikatnym i subtelnym utworem.

- Tyziphone- to zdecydowanie jeden z moich faworytów.  Zarówno ze względu na kompozycję, jak i znamienne i podniosłe słowa piosenki traktującej o ludzkim gniewie i walce ze złem.  O ile poprzednie utwory charakteryzowały się nastrojowością i subtelnością, o tyle ten kawałek jest zdecydowanym przeciwieństwem swoich poprzedników. Utwór otwiera drażniący i "wyjąco- skrzeczący" akcent, wprowadzając jednocześnie trochę niepokojącego i depresyjnego klimatu. I ten niesamowity charyzmatyczny wokal Anji, pełen gniewu i nienawiści. Cudo! Ogromna dawka mocnych brzmień perkusji i gitar przeplata się  z eksplozją  gwałtownych i skrajnych emocji zawartych w tekście: "Niech giną gdy ja przed nimi się pojawiam. Niech giną bez szans. Niech giną gdy ja po Bogu świat poprawiam. Za późno na płacz. Wyrok: Tak, tak- WINIEN!!!".

- Halo Ziemia!- ten kawałek niestety gaśnie i ginie w blasku potęgi i doniosłości poprzedniego utworu. Znów powrót do melodii lżejszych i bardziej delikatnych, co mnie niepokoi. Może technicznie wykonany z perfekcją, może posiada chwytliwy refren, ale według mnie  niestety grzeszy swą miernotą- zarówno pod względem kompozycji (cóż, moje ucho wrażliwe jest na synth popowe brzmienia, nawet w ilościach umiarkowanych) jak również pod względem treści. Ot, taki sobie kulejący wypełniacz miejsca pomiędzy utworami. Czekam więc na dawkę mocniejszego brzemienia...

- Bez odwrotu- znów mamy powrót w kierunku umiarkowanych i nastrojowych melodii, przeplatanych delikatnym, nieco "wyjącym" wokalem Anji. Utwór przypomina mi coś na kształt rockowej kołysanki, pełnej ukojenia i ostoi spokoju dla duszy.

- Miodowy kwadrans-  ucieszyłem się słuchając tego utworu. Bo już myślałem, że płyta będzie w większości składać się ze spokojniejszych kawałków. A tu jednak kapela nie daje nam odpocząć. Znów otrzymujemy mocny i dynamiczny kawałek o psychodelicznym zabarwieniu, który wprowadza atmosferę nerwowości i rozdrażnienia. Panowie pokazują swój talent demonstrując demoniczną grę perkusji i gitar a Anja powala swym charyzmatycznym wokalem. Tekst pozostaje na długo w pamięci: "Nie ma nic za darmo. Oczy zamkniesz i jesteś w niebie. Nie ma nic za darmo, choć teraz jeszcze o tym nie wiesz. Nie ma nic za darmo..." Cała burza emocji, jakich dostarcza nam kawałek nagle opada, wieńcząc utwór klimatycznym biciem gongów. To kawałek pełen niepokoju i wewnętrznego rozdarcia, czyli kolejna udana mega pozycja na płycie!

- Kręgi czerwone-  o proszę:) znów udany kawałek. Rozpoczyna się biciem kościelnych gongów, co stanowi jakby płynną kontynuację "miodowego kwadransu", zachowując jego psychodeliczny posmak, ale tym razem otrzymujemy utwór wolniejszy od poprzedniego, ze spokojniejszą zwrotką i diabolicznym refrenem, który stanowi tutaj centralny punkt odniesienia.

-Serce rozpoczyna się dość obiecująco: powoli i coraz głośniej słychać bicie serca a po chwili wchodzą gitary i perkusja tworząc wspólnie zgrany rytm. Początkowo spokojny utwór bazujący na rytmicznym biciu serca zmienia się w kawałek ostrzejszy wraz z wejściem ciężkich gitarowych riffów mniej więcej w połowie utworu. To jeden z oryginalniejszych propozycji z całej płyty.

- Jak łzy w deszczu to ostatni utwór na płycie, jednocześnie najbardziej przytłaczający i wprowadzający w refleksję na temat sensu życia: " po co płacz, gdy nie zetrze nikt łez, nic nie zmieni ból, czy cokolwiek ma sens? Gdy jedna chwila taki świat ściera w pył, wątpię czy on w ogóle był...". To nietypowy utwór i zarazem najsmutniejszy ze wszystkich. Rytmiczny, zapadający w ucho podkład okraszony został chórkami i pięknym wokalem Orthodox. Gdzieś pomiędzy tymi przytłaczającymi melodiami słychać gong zwiastujący zbliżające się przemijanie człowieka.

Po przesłuchaniu płyty doszedłem do wniosku, że zespół zaprezentował nam coś, czego właściwie mieliśmy okazję posłuchać we wcześniejszych wydawnictwach. Nic więcej. Tu też są emocje, jest umiarkowanie budowana nastrojowość, jest moc i dynamika wprowadzająca słuchacza w niepowtarzalny, mroczny klimat, dobrze znany nam z poprzednich płyt. Poza kilkoma utworami (choćby dwa ostatnie) właściwie nie otrzymaliśmy niczego zaskakującego i nowego, choć z drugiej strony może to i dobrze? Całe szczęście, że wraz z innymi polskimi zespołami kojarzonymi z nurtem klimatycznego rocka (np. Artrosis), kapela Anji nie próbuje nabić sobie nowych fanów diametralnie wpychając się w muzykę rozrywkową, czy klubową jak kto woli, bardziej dostępniejszą dla szerszej publiczności. Closterkeller ciągle tworzy kawał dobrego rocka gotyckiego i to się liczy.



Tracklista albumu:


  1. "Pora iść już drogi mój" – 5:05

  2. "Fala" – 5:28

  3. "Bordeaux" – 4:12

  4. "Alarm" – 5:21

  5. "Abracadabra" – 5:21

  6. "Pryzmat" – 6:21

  7. "Tyziphone" – 7:13

  8. "Halo Ziemia!" – 4:42

  9. "Bez odwrotu" – 6:01

  10. "Miodowy kwadrans" – 3:38

  11. "Kręgi czerwone" – 7:17

  12. "Serce" – 6:46

  13. "Jak łzy w deszczu" – 5:23

Autor: Konrad

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The Dark Zone Project.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz