Album: Bordeaux
Wytwórnia płytowa: Universal Music Polska
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 72:44
Gatunek: Rock gotycki
Uważa
się go za jeden z czołowych rodzimych zespołów stawiających pierwsze
kroki w stronę rocka gotyckiego w Polsce. Najpierw był debiutancki Purple, wydany w czerwcu 1990. Później przyszedł czas na kolejne: Blue (1992), Violet ('93), Scarlet ('95), Cyan ('96), Graphite ('99), Nero (2003) oraz Aurum (2009). We wrześniu 2011 roku narodziło się kolejne dziecko- Bordeaux, które
dołączyło jednocześnie do pokaźnej "kolorowej" rodzinki. Closterkeller,
bo o nim mowa, to niewątpliwie "Ona", gdyż kojarzy nam się przede
wszystkim z charyzmatycznym i nietypowym wokalem Anji Orthodox. Chociaż
barwa głosu wokalistki nie każdego powali na kolana, to jednak nie
możemy powiedzieć, że nie posiada ona talentu. Podobnie z resztą jak
pozostała część załogi. Ich przygoda z muzyką rozpoczęła się w 1988 r. i
właściwie można śmiało powiedzieć, że dziś twórczość tego zespołu
łączy pokolenia. Mimo wzlotów i upadków weterani polskiego rocka
gotyckiego, od przeszło 24 lat raczą nas mocną dawką muzyki ostrej i
zarazem niezwykle klimatycznej. Czym uraczyli nas tym razem?
Bordeaux to
w historii kapeli pierwsze wydawnictwo stanowiące koncept album. Coraz
więcej zespołów decyduje się na takie właśnie rozwiązanie, więc i
przyszła pora na Closterkeller. Swoją drogą, czemu nie? Okładka płyty,
jak zawsze z resztą znakomicie zaprojektowana przez Alberta Bonarskiego
zdradza nam po części tematykę, wokół której oscylować będą utwory.
Klepsydra, a w niej przelewająca się bordowa krew- oznaka upływającego
czasu. W jej szklanym kształcie odbija się postać kobiety. To zapowiedź
poetyckiej opowieści o nieustannym wyścigu człowieka z przemijającym
czasem zmierzającym wielkimi krokami w stronę bezwzględnego i
nieprzewidywalnego przeznaczenia. Losu, wobec którego człowiek staje się
istotą bezsilną. Nie czekając dłużej dajmy się więc porwać tej
niesamowitej opowieści...
- Pora iść już drogi mój- niezwykle emocjonalna nuta z chwytliwym, mocnym refrenem, tryskająca potężną dawką nastrojowości.
- Fala-
mroczny klimat, okraszony ostrzejszymi brzmieniami. Stonowany wstęp z
charakterystycznym "świstem", wraz z wejściem Anji punktowo odzywa się
mocny akcent perkusji i gitar zapowiadający wybuchowy, ale i miarowy
refren: "Niech morze falą unosi Twój szept. Tam gdzie ona, tam na drugi brzeg. Nie wiesz skąd jej imię znasz. Czemu słony ma smak".
- Bordeaux- "Śmieje się klepsydra wolno odsypując czas, z urokiem nieodpartym. Jej prawdziwą twarz zamaskował kształt kobiety idealnej"-
słowa te Bonarski pięknie nam zobrazował projektując okładkę do płyty.
Nasz tytułowy utwór rozpoczyna się niewinnie partiami gitarowymi.
Dostajemy tutaj powiew starych dobrych czasów Closterkellera, gdzie
rządzi moc i klimat. Utwór nawołuje do tego, by cieszyć się chwilą, gdyż
nie znamy ani dnia ani godziny: "może za moment, może za chwilę.
Jedno jest pewne — zegar nam bije. W pokera z nami gra los — wytrawny
gracz. Kochaj mnie więc jakby ostatni raz".
- Alarm-
dostajemy tutaj po uszach drażniącym, głośnym, potężnym i pulsującym na
dźwięk alarmu riffem, który rujnuje nastrojowość poprzednich utworów,
wprowadzając uczucie niepokoju i lęku spowodowanego ucieczką
przed...przeznaczeniem?: "Alarm!!! Wołam, wołam... i uciekam. Alarm!!! Piszę coś... i uciekam".
Utwór szybki, dynamiczny, wprowadzający zamęt i mimo ciekawej
kompozycji nie każdemu może przypaść do gustu, a zwłaszcza tym, którzy
stronią od kawałków drażniących ucho.
- Abracadabra-
zgrabny utworek, emanujący ostoją spokojnej, delikatnej nuty. Ukoi ucho
w sam raz po "alarmowej pobudce", jakiej mieliśmy okazję doświadczyć w
poprzednim utworze.
- Pryzmat-
kolejny spokojny utwór z miarową zwrotką i mocniejszym, rockowym
refrenem. Świetnie przeplata się z poprzednim, równie delikatnym i
subtelnym utworem.
- Tyziphone-
to zdecydowanie jeden z moich faworytów. Zarówno ze względu na
kompozycję, jak i znamienne i podniosłe słowa piosenki traktującej o
ludzkim gniewie i walce ze złem. O ile poprzednie utwory
charakteryzowały się nastrojowością i subtelnością, o tyle ten kawałek
jest zdecydowanym przeciwieństwem swoich poprzedników. Utwór otwiera
drażniący i "wyjąco- skrzeczący" akcent, wprowadzając jednocześnie
trochę niepokojącego i depresyjnego klimatu. I ten niesamowity
charyzmatyczny wokal Anji, pełen gniewu i nienawiści. Cudo! Ogromna
dawka mocnych brzmień perkusji i gitar przeplata się z eksplozją
gwałtownych i skrajnych emocji zawartych w tekście: "Niech giną gdy
ja przed nimi się pojawiam. Niech giną bez szans. Niech giną gdy ja po
Bogu świat poprawiam. Za późno na płacz. Wyrok: Tak, tak- WINIEN!!!".
- Halo Ziemia!-
ten kawałek niestety gaśnie i ginie w blasku potęgi i doniosłości
poprzedniego utworu. Znów powrót do melodii lżejszych i bardziej
delikatnych, co mnie niepokoi. Może technicznie wykonany z perfekcją,
może posiada chwytliwy refren, ale według mnie niestety grzeszy swą
miernotą- zarówno pod względem kompozycji (cóż, moje ucho wrażliwe jest
na synth popowe brzmienia, nawet w ilościach umiarkowanych) jak również
pod względem treści. Ot, taki sobie kulejący wypełniacz miejsca pomiędzy
utworami. Czekam więc na dawkę mocniejszego brzemienia...
- Bez odwrotu-
znów mamy powrót w kierunku umiarkowanych i nastrojowych melodii,
przeplatanych delikatnym, nieco "wyjącym" wokalem Anji. Utwór przypomina
mi coś na kształt rockowej kołysanki, pełnej ukojenia i ostoi spokoju
dla duszy.
- Miodowy kwadrans-
ucieszyłem się słuchając tego utworu. Bo już myślałem, że płyta będzie w
większości składać się ze spokojniejszych kawałków. A tu jednak kapela
nie daje nam odpocząć. Znów otrzymujemy mocny i dynamiczny kawałek o
psychodelicznym zabarwieniu, który wprowadza atmosferę nerwowości i
rozdrażnienia. Panowie pokazują swój talent demonstrując demoniczną grę
perkusji i gitar a Anja powala swym charyzmatycznym wokalem. Tekst
pozostaje na długo w pamięci: "Nie ma nic za darmo. Oczy zamkniesz i
jesteś w niebie. Nie ma nic za darmo, choć teraz jeszcze o tym nie
wiesz. Nie ma nic za darmo..." Cała burza emocji, jakich dostarcza
nam kawałek nagle opada, wieńcząc utwór klimatycznym biciem gongów. To
kawałek pełen niepokoju i wewnętrznego rozdarcia, czyli kolejna udana
mega pozycja na płycie!
- Kręgi czerwone- o proszę:) znów udany kawałek. Rozpoczyna się biciem kościelnych gongów, co stanowi jakby płynną kontynuację "miodowego kwadransu",
zachowując jego psychodeliczny posmak, ale tym razem otrzymujemy utwór
wolniejszy od poprzedniego, ze spokojniejszą zwrotką i diabolicznym
refrenem, który stanowi tutaj centralny punkt odniesienia.
-Serce rozpoczyna
się dość obiecująco: powoli i coraz głośniej słychać bicie serca a po
chwili wchodzą gitary i perkusja tworząc wspólnie zgrany rytm.
Początkowo spokojny utwór bazujący na rytmicznym biciu serca zmienia się
w kawałek ostrzejszy wraz z wejściem ciężkich gitarowych riffów mniej
więcej w połowie utworu. To jeden z oryginalniejszych propozycji z całej
płyty.
- Jak łzy w deszczu to ostatni utwór na płycie, jednocześnie najbardziej przytłaczający i wprowadzający w refleksję na temat sensu życia: " po co płacz,
gdy nie zetrze nikt łez, nic nie zmieni ból, czy cokolwiek ma sens? Gdy
jedna chwila taki świat ściera w pył, wątpię czy on w ogóle był...".
To nietypowy utwór i zarazem najsmutniejszy ze wszystkich. Rytmiczny,
zapadający w ucho podkład okraszony został chórkami i pięknym wokalem
Orthodox. Gdzieś pomiędzy tymi przytłaczającymi melodiami słychać gong
zwiastujący zbliżające się przemijanie człowieka.
Po
przesłuchaniu płyty doszedłem do wniosku, że zespół zaprezentował nam
coś, czego właściwie mieliśmy okazję posłuchać we wcześniejszych
wydawnictwach. Nic więcej. Tu też są emocje, jest umiarkowanie budowana
nastrojowość, jest moc i dynamika wprowadzająca słuchacza w
niepowtarzalny, mroczny klimat, dobrze znany nam z poprzednich płyt.
Poza kilkoma utworami (choćby dwa ostatnie) właściwie nie otrzymaliśmy
niczego zaskakującego i nowego, choć z drugiej strony może to i dobrze?
Całe szczęście, że wraz z innymi polskimi zespołami kojarzonymi z nurtem
klimatycznego rocka (np. Artrosis),
kapela Anji nie próbuje nabić sobie nowych fanów diametralnie wpychając
się w muzykę rozrywkową, czy klubową jak kto woli, bardziej
dostępniejszą dla szerszej publiczności. Closterkeller ciągle tworzy
kawał dobrego rocka gotyckiego i to się liczy.
Tracklista albumu:
- "Pora iść już drogi mój" – 5:05
- "Fala" – 5:28
- "Bordeaux" – 4:12
- "Alarm" – 5:21
- "Abracadabra" – 5:21
- "Pryzmat" – 6:21
- "Tyziphone" – 7:13
- "Halo Ziemia!" – 4:42
- "Bez odwrotu" – 6:01
- "Miodowy kwadrans" – 3:38
- "Kręgi czerwone" – 7:17
- "Serce" – 6:46
- "Jak łzy w deszczu" – 5:23
Autor: Konrad
Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The Dark Zone Project.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz