środa, 22 sierpnia 2012

Theatre Of Tragedy, Velvet Darkness They Fear (1996)- recenzja


Nazwa zespołu: Theatre Of Tragedy

Album: Velvet Darkness They Fear

Wytwórnia płytowa: Massacre Records

Rok wydania: 1996

Czas trwania: 52:08

Gatunek: metal gotycki

Chociaż debiutancka płyta Theatre Of Tragedy (recenzja TUTAJ) podążała znanymi i utartymi schematami, to mimo wszystko uważam ją za jedną z najlepszych w historii działalności zespołu. Debiutancki krążek "Theartów" niezwykle przypadł mi do gustu i nie miałem cienia wątpliwości, że znów sięgnę po kolejny wytwór Teatru Tragedii. Po udanym i mile przyjętym debiucie norweskiego bandu gotyckiego grupa, pełna motywacji i nowych pomysłów, postanowiła nie czekać zbyt długo i już na przełomie 1995/96 roku w Niemczech zaczęły się prace nad nowym projektem, który ochrzczono nazwą Velvet Darkness They Fear. Na płycie zamieszczono- podobnie jak w poprzednim albumie- 9 utworów, które miały wkrótce sprawić, że całość do dzisiaj uznaje się za klasykę metalu gotyckiego. Teatrowi kompani wznosząc się na piedestały, wzorowali się początkowo na muzycznych schematach znanych choćby z Paradise Lost czy My Dying Bride, ale trzeba przyznać, że wyszło im to całkiem na dobre. Sukces debiutu zapowiadał więc kolejną dawkę porządnego grania. Ale tym razem za kurtyną Velvet Darkness They Fear znalazłem coś więcej, niż tylko próby powielania pewnych znanych schematów, mimo że i tu wyczuć można wpływy poprzedników.


Zwykle mówi się, że płyty nie należy wybierać i oceniać po wyglądzie, bo można mocno się zawieść, ale tym razem odstąpię nieco od tej mądrości wyczytanej rodem z chińskiego ciasteczka i tym razem zrobię wyjątek. Z prostego powodu- okładka powinna stanowić swoistą wizytówkę płyty, musi zachęcić do sięgnięcia po nią. Poniekąd wyraża też jej wnętrze. Dlatego recenzując płyty (i czasem również filmy) daję się skusić na mały komentarz odnośnie zewnętrznej "otoczki", zanim przejdę do omówienia zawartości płyty. Jeśli spojrzeć na okładkę "Velvet Darkness...", nasuwa mi się  pewien schemat myślowy: piękno w kobiecej, nieskazitelnej postaci, erotyzm i majestatyczność. I znów motyw dwóch róż- czerwonej- pełnej życia i białej- zeschłej i zniszczonej- zapowiadającej destrukcję i śmierć. Tło wypełnione aksamitnym, fioletowym płaszczem. Sprawdźmy więc, co kryje się za tą tajemniczą osłoną.

Album rozpoczyna się subtelnym Intrem o tytule takim jak płyta, którego rytm przywodzi na myśl bicie serca, dalej dajemy się ponieść przytłaczającym partiom fortepianu. W tle jakieś głosy. Słuchając wstępu w wyobraźni maluje się jesienny, ponury krajobraz, toteż już na wstępie polecam płytkę na jesienne, deszczowe dni- ciężki, przytłaczający klimat w sam raz wpisuje się w październikowo-listopadową atmosferę. I taki właśnie nastrój dostajemy zaraz po wstępie, kiedy Intro płynnie przechodzi w kolejny utwór "Fair and 'Guiling Copesmate Death"- kawałek ciężki, powolny, o wzniosłej melodii, wzorowanej na muzyce dawnej, traktujący o śmierci i nieszczęśliwej miłości. Dalej mamy utwór "Bring Forth Ye Shadow" utrzymany w tej samej konwencji gotycko-death metalowej, tym razem na przemian szybszy i energiczny oraz nieco wolniejszy, umiarkowany, z growlingiem Raymonda i sopranem Liv. Seraphic Deviltry jest zdecydowanie szybszy od poprzednich utworów, ale tu również usłyszymy wspaniale współgrający kontrastowy duet gorwlu i aksamitnego żeńskiego sopranu. Ciekawym i wartym uwagi kawałkiem jest And When He Falleth- stopniowane partie klawiszowe na początku wprowadzają w utwór wzbogacony nie tylko o śpiew, lecz także dialog Vincenta Price z Jane Asher, wyjęty prosto z filmu Maska Czerwonej Śmierci. Momentom recytowanym towarzyszy skromny podkład muzyczny nadający utworowi specyficzny, nietuzinkowy klimat. Melodyjny i przebojowy wręcz Der Tanz Der Schatten to w przeciwieństwie do pozostałych wczesnonowoangielskich utworów, kawałek wykonany w języku niemieckim i choć ten koszmarnie kala moje uszy, to w przypadku tego właśnie utworu daje się wytrzymać. Black as the Devil Painteth to ciąg dalszy konkretnej młócki w stylu gotycko-death metalowych brzmień z growlowanymi zwrotkami oraz ciekawym refrenem, wykonywanym wspólnie przez Raymonda oraz Liv. On whom the Moon doth Shine to z kolei utwór o dwóch obliczach- ciężka zwrotka ustępuje do połowy utworu miejsca delikatnym i wyciszającym partiom fortepianu oraz instrumentom smyczkowym w refrenie, końcówka natomiast całkowicie pozostaje przy ciężkich gitarowych riffach. Ostatni akt w "spektaklu" zatytułowanym Velvet Darkness They Fear i według mnie jeden z najlepszych na płycie, to niebywale klimatyczny i nużący The Masquerader and Phoenix- kawałek zachowujący swoją ciężkość, ale jednocześnie naszpikowany solidną dawką swoistego tragizmu w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Utwór wprowadzający w zadumę i refleksję, co tu dużo pisać- to po prostu fenomenalne zakończenie przepięknego widowiska, jakie zaserwował nam Teatr Tragedii.

Podsumowując: Velvet Darkness They Fear to płyta, w której ciężkie gitarowe riffy łączą się z delikatnymi, "aksamitnymi" wręcz wstawkami, co sprawia, że mamy do czynienia z kolejną obowiązkową pozycją gatunku, której wstyd nie znać. Nie mamy tutaj przesadnego "słodzenia" jak to spotyka się coraz częściej we współczesnej muzyce tego pokroju- w "Velvet Darkness..." całość pięknie ze sobą współgra, dlatego płyta wciąga, wciąga i jeszcze raz wciąga... Cóż, w końcu nie przez przypadek mówi się, że to klasyk gatunku :-)



Tracklista albumu:

  1. "Velvet Darkness They Fear"

  2. "Fair and 'Guiling Copesmate Death"

  3. "Bring Forth Ye Shadow"

  4. "Seraphic Deviltry"

  5. "And When He Falleth"

  6. "Der Tanz Der Schatten"

  7. "Black as the Devil Painteth"

  8. "On whom the Moon doth Shine"

  9. "The Masquerader and Phoenix"

Autor: Konrad

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The Dark Zone Project.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz