niedziela, 6 listopada 2011

Evanescence, Evanescence (2011)- recenzja


Nazwa zespołu: Evanescence

Album: Evanescence

Wytwórnia płytowa: Wind-Up Records

Rok wydania: 2011

Czas trwania: 47.15

Gatunek: heavy metal, gothic metal, metal alternatywny, pop.

Zespół Evanescence zasłynął głównie z takich przebojów jak "Bring Me To Life", "Going Under" czy "My Immortal", utworów znanych nam doskonale z albumu "Fallen", który światło dzienne ujrzał w 2003 roku. Trzy lata później przyszedł czas na "The Open Door" i...długa przerwa. Po pięcioletnim wyczekiwaniu, dokładnie 11 października 2011 roku grupa zaszczyciła nas nowym, trzecim albumem studyjnym  o nazwie takiej samej jak nazwa zespołu- Evanescence.  Do samego zespołu podchodzę z dużym sentymentem,  gdyż  należy on do tych pierwszych, które zapoczątkowały moją przygodę z muzyką metalową. Dlatego również i ja byłem niezmiernie ciekaw, cóż to takiego grupa nam zgotowała. Tym bardziej po tak długiej przerwie i "rewolucji" w zespole (odejście byłych członków grupy, w tym m.in. współzałożyciela zespołu Bena Moodego) można było się spodziewać wszystkiego.  Jak tylko dostałem płytkę w swoje ręce, od razu wziąłem się za jej przesłuchanie.  Oto moje wrażenia i odczucia po "przestudiowaniu" albumu "Evanescence"...

No więc jedziemy po bandzie, wkładam płytkę, wciskam "play" i...pierwszy kawałek "What You Want" już rozbrzmiewa w słuchawkach. Ale zaraz zaraz, czy to aby na pewno Evanescence? Pierwsze kilka sekund utworu mnie przeraziło. Czyżby pop? Nie, tylko nie to! Na całe szczęście kawałek nieco się rozkręcił. Amy śpiewa doskonale. Utwór chwytliwy, szybki, dynamiczny i zwiastujący nowe brzmienia w zespole. Niestety. Albo i "stety"? Tego jeszcze nie wiem, po pierwszym kawałku nie oceniam. Jedziemy dalej. "Made Of Stone"- odetchnąłem. Rozpoczyna się mocno i energicznie, tak jak na dobry metalowy zespół przystało.  Amy jak zwykle trzyma poziom. Utwór ostry, wybuchowy, gdzieś tam w tle słychać fortepian. Jest dobrze. Czas na trzeci utwór-   "The Change" rozpoczyna się spokojnie, później leci już nieco mocniej, refren zadziorny. "My Heart Is Broken"- pierwsze 20 sekund delikatne, spokojne, czyżby balladka? Nie. Początek spoko, dalej brzmienie perkusji przypominające pop (o zgrozo!). Na całe szczęście po mniej więcej 40 sekundzie kawałek zaczyna się rozkręcać. Refren- zajebioza! Chwytliwy, mocny, Amy znów pokazuje nam się z jak najlepszej strony- głos  krystaliczny, niesamowity, jak zwykle na poziomie. Dobra, w kolejce czeka kolejny kawałek- "The Other Side". Kawałek wolniejszy, zaczyna się dosyć ciężkimi brzmieniami. Jedziemy dalej. W "Erase This" znów początek zajeżdża popem, co mnie niepokoi, ale za chwilę znów dynamicznie i bardziej rockowo. Zaczynam uświadamiać sobie, że utwory są do siebie w jakiś sposób podobne. "Lost In Paradise"- przepięknie rozpoczyna się delikatną i subtelną partią fortepianowych dźwięków okraszonych niesamowitym dźwiękiem skrzypiec. Spokojnie, klimatycznie, tajemniczo, refleksyjnie, pięknie! Amy elektryzuje swym niepowtarzalnym głosem. Po 1.50 minucie pojawiają się gitary i mocniejsze brzmienia. Utwór kompozycyjnie przypomina balladę "My Immortal" z "Fallen". Groźnie, niepokojąco i dosyć ciężko rozpoczyna się utwór "Sick". Podoba mi się. Jest klimat, są emocje.  Po tym kawałku czas na "End Of The Dream"- znów nawiedza mnie myśl, że utwory są niemal identyczne pod względem kompozycyjnym. Kurczę, trochę szkoda, ale nic, pozostały jeszcze trzy utwory. "Oceans" rozpoczyna się oryginalnie (w porównaniu do pozostałych utworów) , by za chwilę znów ustąpić  popowym mieleniem perkusji. Ale refren dynamiczny, z pazurem, podoba mi się, nie powiem.  Całkiem nieźle zaczyna się "Never Go Back", wstęp zwiastuje ostry kawałek. Po 17 sekundach nieco złagodniał w brzmieniu, ale później znów się rozkręca i utrzymuje poziom. Mnie osobiście spodobała się sekwencja ostrych gitar z łagodnym pianinem w tle w 2.25 minucie. Niezłe  zdziwko mnie złapało słuchając ostatniego kawałka na płycie- "Swimming Home"- a cóż to jest... zajeżdża cukierkowatym popem. Pierwsza myśl: bleeee...! Po chwili, nie no, ujdzie, w końcu to jedyny chyba utwór całkowicie odmienny od pozostałych, jest wolny i spokojnie można go sobie zafundować przed snem, traktując jako dobrą uspakajającą i wyciszającą popową kołysankę. W wersji Deluxe płyty znajdziemy cztery dodatkowe utwory: całkiem mocny, wolny kawałek "New  Way To Bleed", szybki i równie ostry "Say You Will", energiczny "Disappear", gdzie moją uwagę przykuła partia fortepianowa w tle, kolejny ostatni bonusowy utwór to ballada "Sectret door", w której mamy okazję posłuchać niesamowitego głosu wokalistki, okraszonego delikatną grą harfy i skrzypiec. I to tyle, jeśli chodzi o krótką charakterystykę poszczególnych kawałków, jakie przygotował nam zespół.

Pozwolę sobie na krótki komentarz do całości płyty. To co przykuwa moją uwagę i stanowi niestety duży minus albumu to wrażenie, że wszystkie utwory są takie same, identyczne wręcz (poza kilkoma utworami oczywiście- wspomniany "Swimming Home", czy "Lost In Paradise"). Słuchając poszczególnych utworów miałem wrażenie, że zmienia się tylko treść tekstu piosenki, a reszta to jedno i to samo. Po drugie, w niektórych utworach przeszkadzały mi brzmienia perkusji rodem z muzyki popowej, co według mnie  zniekształciło z lekka klimat niektórych utworów. Ale to w sumie przewidziałem, mając okazję przesłuchać wcześniej kawałka "Whant You Want" promującego album. W zasadzie małe zmiany w albumie zwiastował także wygląd zewnętrzny płyty, okładka albumu nieco różni się od pozostałych- nie ma żadnych konkretnych rysunków, nie ma zdjęć członków grupy; dominuje tylko czarne tło (symbolizujące kontynuację ostrych, ciężkich, typowo metalowych brzmień z nutką tajemniczości i mroku, ) z niebiesko-fioletową mgiełką (zwiastującą delikatność, łagodność utworów) na której uwidoczniona jest nazwa zespołu. Jednakże nie mogę ominąć zalet płyty, które oczywiście łatwo mogłem zidentyfikować- jest moc, jest ostre brzmienie, jest klimat. No i naturalnie- jest niesamowity, urzekający głos wokalistki, której należą się za to duże brawa.  Osobiście spodziewałem się czegoś nieco innego, ale jak to zwykło się mówić- zawsze mogło być przecież gorzej i nie ma co narzekać. Każdy kolejny album powinien być oryginalny i innowacyjny, to przecież naturalne, że  zespół powinien iść do przodu i tworzyć coś nowego. Czy warto polecić tę płytkę? No ba! Po tak długiej przerwie koniecznie trzeba jej przesłuchać!   Tymczasem ja z czystym sumieniem mogę uznać ją za płytę dobrą, ale czy lepszą od wcześniejszych albumów...?  Z tym problemem pozostawię Was samych, oceńcie sami:)

Poniżej dołączam teledysk kawałka "What You Want" promującego płytkę:





Tracklista albumu:

  1. "What You Want"   3:41

  2. "Made of Stone"  3:33

  3. "The Change"  3:42

  4. "My Heart Is Broken"  4:29

  5. "The Other Side"  4:05

  6. "Erase This" ( 3:55

  7. "Lost in Paradise"  4:42

  8. "Sick"  3:30

  9. "End of the Dream"  3:49

  10. "Oceans" ( 3:38

  11. "Never Go Back"  4:27

  12. "Swimming Home"  3:43

Utwory bonusowe:

1. "New Way To Bleed" 3.46

2. "Say You Will" 3.43

3. "Disappear" 3.07

4. "Secret Door" 3.53



Autor: Konrad

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach The Dark Zone Project.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz